Mroźne dni i zalążki pasji skłoniły mnie aby spróbować... bloggować. Nie wiem ile będzie tu słów, ile obrazów, jak to będzie ewoluować. Zaczniemy więc pomalutku, parę fotek w zimowym klimacie. To był udany weekend listopadowy, -15 stopni, słońce na maksa, zero wiatru, zero chmurek - zero ludzi. Szłam wsłuchana w skrzypiący pod butami śnieg, z prawie zamkniętymi oczami - wszystko się skrzyło. Ale jednak coś dojrzałam, udało się skostniałymi palcami wcisnąć spust migawki.. Wszędzie biel, mnóstwo bieli, białe tsunami zalewające wszystko.