Kwiecień 2021. Czyli co?!
Co by tu o tym miesiącu powiedzieć, hm... No, w tym roku jakiś taki...nie wiem jak go określić jednym słowem, bo miał wiele odcieni. Choć jednego koloru (w mym sercu) - szarości.
Zaczął się niby miło, Wielkanocą, choć pandemiczną. Ale to zawsze jakiś duch nowego życia.
A potem jakoś się tak "rozjechało"...
Pogoda była dla mnie głównym czynnikiem cechującym tegoroczny kwiecień. Wiadomo: "...bo przeplata...", a i owszem, tak było. Jak w kalejdoskopie było - słońce, za chwilę deszcz lub śnieg z zawieruchą; i znowu słońce, na chwilę. Niestety nawet jak słońce to było zimno, z silnym, przeszywającym chłodem wiatrem, br... Noce z temperaturą koło zera stopni (0st.C) zdarzają się nawet teraz, pod koniec miesiąca. A wielokrotnie rano przysypało śniegiem.
Dwa razy (tylko!!) udało się na rowery wybrać, choć wiatr dał mi w d..ę i zmarzłam trochę to i tak było warto.
Z aktywności pozostały mi tylko spacery po parku Kuronia lub lesie Zagórskim jak tylko pogoda była łaskawsza. Ale po miesiącu mam już przesyt tych miejsc...
Nawet Pogoria III wydała się atrakcyjniejsza, choć znana na pamięć...
Pandemia i lockdown - drugi wyznacznik kwietnia. Szalejące do góry wskaźniki liczby zachorowań i zgonów nie nastrajały optymistycznie, pozamykane wszystko wokół od klubów fitness po fryzjera bo o reszcie (hotele, restauracje) już prawie zapomniałam. Podskórny lęk o bliskich i siebie, brak perspektyw że będzie lepiej, czarnowidztwo przyszłości, niemożność planowania życia.
Z mieszanki tych dwóch czynników, doprawionych kryzysem związku, wyszło danie o nazwie: depresja. Smutek, szarość, pustka. Brak celu, brak sensu, brak chęci. Do czegokolwiek. Zakiszona samotnością i wpakowana w cztery ściany mieszkania. Gdzieś w przebłyskach podejmuję walkę, zmuszam się mimo braku chęci do pewnych działań. Czasem. Jak marionetka sterowana czyjąś ręką.
Co będzie dalej?! Czy to się skończy, czy coś się zmieni? Czy może ja...
Z pozytywów, bo podsumowując miesiąc uczciwie, muszę je też wspomnieć: wróciłam do biegania - krótkie dystanse w wolnym tempie, ale dobrze mi to robi na głowę. I dostałam pierwszą dawkę szczepionki przeciw Covid-19 (Moderna), dwa dni bólu ramienia to na szczęście jedyny skutek poszczepienny. I tyle jeśli chodzi o "happy moments".
Maju, bądź łaskawy. Dla mnie.