Zawoja - Wodospad Mosorczyk, Kapliczka Matki Bożej Anielskiej

 Zima trzyma, obostrzenia pandemiczne pozwalają już na wynajęcie noclegów oraz otwarte są stoki narciarskie. Pierwszy weekend "wolności" odpuściliśmy z obawy na tłumy ludzi spragnionych narciarskich doznań; słusznie zresztą. Ale teraz postanowiliśmy wybrać się na kilka dni z domowej rutyny: praca+szkoła+dom, na chwilę relaksu. Więc 4 dni spędzamy w Zawoi, mając nadzieję że nie jest tak oblegana jak Zakopane i Szczyrk. Co prawda nadeszła odwilż i śnieg się topi, w dzień kilka stopni na plusie, ale za to wreszcie słońce!! 

Sobotę przeznaczamy na lenistwo i rozpoznanie terenu. Więc zaplanowałam spacer do wodospadu Mosorczyk. Ruszamy szlakiem niebieskim przez las. Od razu wita nas oblodzone podejście i turystki ostrzegające czy damy sobie radę bo wszędzie lód. Ale omijamy oblodzone fragmenty trasy idąc lasem i jest ok.

Niestety dochodzimy do zejścia do wodospadu- schodki prowadzące w dół do koryta potoku. Normalnie schodki - dziś  lodowisko (w dzień odwilż, w nocy mróz). Walczymy i udaje nam się zejść do wodospadu, choć trochę nam humory się skwasiły po tym wysiłku ( i strachu).




Ponieważ nie chcemy wracać tą samą drogą (wspinaczka pod górę po lodzie), postanawiamy iść korytem potoku w dół - widzimy wydeptane ślady więc chyba się da... Nie jest to też takie łatwe bo miejscami wąsko, ślisko, trzeba się nakombinować gdzie postawić stopę aby nie wpaść do wody. Przechodzimy na drugą stronę przez kamienie w potoku, suchą nogą na szczęście. Po drugiej stronie wiedzie droga leśna więc wspinamy się trochę pod górę i jesteśmy. Uf...


Zamiast spaceru była wyprawa, z wrażeniami. Wodospad bardzo ładny choć wrażenia niewątpliwie większe pozostaną z samego wędrowania.

Wracając już przez wioskę przypominam sobie o kapliczce znajdującej się w tej okolicy więc zbaczamy ok.500m pod górę. Jest słoneczne popołudnie, kapliczka prezentuje się uroczo.