Pies przyjaciel człowieka

Czasem mam wrażenie, że żyję na Marsie i otaczają mnie kosmici...

Dzisiaj było tak:

Dzwoni do mnie kumpel Mojego 9latka.
 - Ciociu, przyjdź tu pod drzewa, znaleźliśmy pieska, on ma obrożę ale nie ma Pana nigdzie wokół. I on bawi się piłką Kamila...
- Boicie się go? Pytam bo słyszę dziwny ton w głosie.
- Tak!
- Ok, już idę! Wkładam buty i lecę.
Znajduję Młodego z kumplem siedzących na drzewie. A pod drzewem "piesek", k..wa! PSISKO ogryzające piłkę mojego syna!! What The F.. !! Amstaf! niemały (samiec), z obrożą wybijaną ćwiekami. Super, myślę, świetnie!! A żeby było mało pies podbiega i skacze na mnie! Pysk na wysokości moich ramion - K...wa!! Odpycham go a on radośnie bierze piłkę i chce się bawić! !!!!!
Rozglądam się dookoła żywej duszy, ani śladu kogoś, kto wygląda na właściciela. No pięknie - myślę, co tu zrobić??!! Ponieważ pies zajął się piłką, dzieciaki zlazły z drzewa i pobiegły do domu. A ja zaczęłam chodzić i szukać czyj to pies. Po jakichś 5 minutach krążenia wokół bloku (i po sprawdzeniu że chłopaki są bezpieczni) widzę gościa w żółtej koszulce z wielkim buldogiem na plecach. Coś mnie tknęło...
- Czy to Pana pies? Krzyczę już z daleka podchodząc do niego.
- Tak, uciekł mi jak byłem z nim na spacerze na łąkach (za osiedlem).
- To niech go Pan złapie i weźmie, lata po osiedlu i straszy dzieci! - mówię zdenerwowana
- Tak, tak już to robię.

... i o ile do tego momentu byłam zdenerwowana, to teraz się po prostu "wkurwiłam na maksa". Bo dalej jest tak:

Facet podchodzi do psa i mówi:
- Chodź tu.
A pies podbiega...i ucieka. Więc facet idzie za nim i znowu:
- Chodź tu.
 A pies podbiega...i ucieka; ma dobrą zabawę. Więc co gość się zbliża (idąc cały czas za psem) i wyciąga rękę to pies w nogi! ŚWIETNIE K..WA!!! 
Dobra, myślę, nic tu po mnie, przecież nie będę za nim szła, pal licho tę piłkę. Wracam do chłopaków, uspokajam ich, że pies znalazł właściciela.
UUUFFFF.......
Dobra, sprawa skończona, idę pobiegać - bo taki miałam plan. Ruszam z pod bloku, dobiegam do sąsiedniego - i co widzę??!! Faceta w żółtej bluzie! I blondynkę trzymającą naszą piłkę, a obok skacze ten pieprz... pies!
- O! Może mi Pani odda piłkę?! mówię. 
- Tak, proszę bardzo.
I biorę piłkę, robię dwa kroki z powrotem... a pies do mnie!! KUR...!!!
- Niech Pani weźmie tego psa! Niech go Pani uwiąże! Mówię dobitnie, mocno wkurzona.
- Tak, już, on się chce bawić piłką. Chodź tu! woła go. 
A pies zero reakcji, tylko patrzy na mnie i piłkę. Co się ruszę to pies do mnie!!
- Niech Pani weźmie tego psa bo dzwonię po policję! 
- No przecież biorę! mówi Pani lekko oburzona o co mi chodzi.
- No właśnie widzę jak sobie Państwo świetnie radzą z psem! I Pan i Pani, po prostu świetnie! 
- Bo on jest młody i żywy, chce się bawić! 
- Nie obchodzi mnie to! mówię. Jak sobie Państwo nie radzą to proszę iść na szkolenie z psem albo kupić sobie pudla! dorzucam.
Powoli odchodzę obserwując psa czy mnie nie goni, nie chcę ryzykować zastrzyków przeciw wściekliźnie... Choć to chyba mój poziom wściekłości jest niebezpieczny w tej chwili...
Ok, to już chyba koniec, mogę wrócić do planu. Po kilku minutach biegu się trochę uspokajam choć źle mi się biegnie na adrenalinie, spięta jestem. Eh...

Co mnie najbardziej wkurzyło to ludzka głupota, brak odpowiedzialności i brak wyobraźni. Jak można mieć psa nad którym nie jest się w stanie zapanować przez prawie pół godziny! Przecież są szkolenia, kursy itp., jak mam problem to szukam rozwiązania. I jak widzę, że pies ucieka, to go nie spuszczam ze smyczy, nawet tam gdzie nie ma ludzi. A jak widzę że ma świra na piłki to mam zawsze jakąś by przyciągnąć jego uwagę. A tu - spotkałam się z kompletna ignorancją.
Że też tacy ludzie chodzą po ziemi. A może to ja chodzę po Marsie?