Beksińscy - Portret podwójny
Zainteresowała mnie ta pozycja bo obie postacie są mi znane i lubiane przeze mnie. Ciekawa byłam jak wyglądało ich życie, wcześniej jakoś nie zgłębiałam ich życiorysów więc z chęcią sięgnęłam po to tomiszcze.
Zygmunt Beksiński - autor niesamowitych obrazów. Pamiętam jak na obozie wędrownym w liceum zawitaliśmy do Sanoka i muzeum miejskiego, gdzie jest spora kolekcja jego obrazów. Podobały mi się wówczas - i dalej mi się podobają - ze względu na świetny warsztat i klimat pełen mroku, śmierci, poczucia pustki i katastrofy (tak mniej więcej czują się nastolatki więc pewnie dlatego tak mi się wówczas spodobało). Coś w nich jest.
Tomasz Beksiński - człowiek-legenda radiowej Trójki. Jego audycje to był punkt obowiązkowy moich nastoletnich wieczorów przy radio, felietony w Machinie albo Tylko Rock czytało się jako pierwsze. Ukształtował gusty muzyczne wielu młodych ludzi bo trudno było się oderwać od niego, był szczery i bardzo subiektywny w swych wypowiedziach a do tego miał ogromną wiedzę i świadomość tego o czym mówił. Wiemy wszyscy jak smutny był koniec jego historii...
Z książki wychodzi obraz bardzo sfiksowanych ludzi, zdrowo "kopniętych".
Zygmunt to maniak, dziwak, człowiek pełen fobii, natręctw, uparty, mocno oddziaływający na swoje otoczenie i kształtujący je pod swoje dyktando.
Tomasz - człowiek bardzo nieszczęśliwy o nieprzeciętnej inteligencji i charyzmie. Zagubiony w życiu i świecie, szukający miłości i sensu życia; ale też zamknięty i postrzegający otoczenie przez pryzmat siebie. Muzyka to jego życie, śmierć jego fascynacja. Kolejna próba samobójcze, ostatnia była udana...
Choć książka jest obszerna to chłonęłam kolejne strony i nie mogłam się oderwać; bardzo poruszająca. Chwilami nie lubię - wręcz brzydzę się głównymi bohaterami; współczuję im, chciałabym im pomóc; chwilami zaś się uśmiecham. Przy opisie samobójstwa Tomka (tego udanego), czytając jego list do Nadkobiety, ryczałam jak wół.
...