Listopad był miesiącem bez górskiej wędrówki - jakoś zleciał na różne sprawy i choć serce ciągło to niestety... Dlatego tak mi zależało aby w grudniu gdzieś powędrować. Na szczęście udało się znaleźć termin i ekipę, a kierunek Tatry był oczywisty. Trasa ustalona w piątkowy wieczór, patrząc na pogodę i warunki oraz naszą formę. Padło na Kasprowy Wierch.
Ruszyliśmy w sobotni mroźny poranek z Brzezin, czarnym szlakiem przez Psią Trawkę w stronę schroniska Murowaniec. Zapowiadał się piękny zmowy dzień: niebo błękitne, pełne słońce, lekki mrozik, pod butami skrzypiący śnieg.
W Murowańcu przerwa na kawkę i szarlotkę, chwila na ogrzanie się. Bardzo lubię to schronisko, przytulne i z klimatem, wyremontowane więc praktycznie i wygodnie.
Ruszamy dalej na Kasprowy Wierch żółtym szlakiem. Najpierw zachwycamy się widokami, piękną panoramą Kościelca, Świnicy i Zawratu. Jako urozmaicenie - helikopter oraz balony!
Od wysokości dolnej stacji kolejki Gąsiennicowej zaczyna się mozolne wspinanie pod górę po miękkim śniegu, lekko kopnym. Idziemy po stronie północnej więc w cieniu - nie jest za gorąco więc dobrze, choć co kilkadziesiąt kroków obowiązkowy przystanek na złapanie oddechu. Ludzie jak małe mróweczki jedna za drugą snują się pod górę.
Niestety chmury schodzą niżej i szczyt ginie nam z oczu, wychodząc na Suchą Przełęcz nie widzimy nic - ledwo majaczy sylwetka stacji kolejki, a obserwatorium w ogóle nie widać. Jestem trochę rozczarowana bo liczyłam na piękne widoki...
Idziemy więc do baru na przerwę i pocieszenie w grzanym winie. Jest tu bardzo współcześnie - nowocześnie i wygodnie dla turystów, tylko brakuje mi tu duszy i tatrzańskiego klimatu.


O dziwo, po przerwie (gdzieś koło 13:30) wychodzimy i zaskakuje nas poprawa pogody. Chmury znikły i zrobiło się pięknie! Podbudowani idziemy na sam szczyt aby zrobić wreszcie pamiątkowe zdjęcia i nacieszyć się pięknem gór. Słońce już lekko popołudniowe w ciepłej barwie maluje cały krajobraz.
Chmury poniżej tworzyły piękny dywan, z którego wyłaniała się Babia Góra. Ośnieżone zbocza lśniły w słońcu. Cudownie, aż żal się stad ruszać...
Ale robi się późno bo dzień krótki, trzeba schodzić w dół. Wybieramy najkrótszą drogę zielonym szlakiem od kolejką. Początkowo stromo, potem już spokojnie idziemy w dół, a poniżej stacji pośredniej wyciągamy "duploty" i bawimy się jak dzieci zjeżdżając, wywalając się. Do Kuźnic i dolnej stacji kolejki przychodzimy już w szarówce ale bez czołówek.
Piękna wycieczka, udana w każdym calu, pełna pozytywnych emocji.