Od prawie dwóch lat przewija się gdzieś temat wędrówek na skiturach - znajomi chodzą często i chciałam też spróbować. Z roku na rok robił się to coraz bardziej popularny sposób rekreacji zimowej w naszym gronie. Moja ciekawość też rosła. Więc kiedy znajomi zaproponowali skiturowy wypad w góry, brakło mi wymówki, a chęć spróbowania była silniejsza - zobaczmy "z czym to się je", czy to coś dla mnie. I choć plan wycieczki nie zapowiadał się jako łatwy i dla początkujących, no cóż... już się zadeklarowałam.
Plan to wejście na Wielką Raczę od Rycerki Górnej oraz zjazd na nartach drogą leśną a nie stokiem narciarskim, czyli tzw. jazda na dziko. Niby krótko i spacerowo. No ok.
Ruszamy z Rycerki Górnej Roztoki szlakiem turystycznym żółtym do góry. Na szlaku zarówno piechurzy jak i skiturowcy. Śnieg ubity, twardy, pogoda pochmurna, lekki mrozik - ale pod górę oczywiście jest mi gorąco!




Idąc coraz dalej i wyżej robi się bajkowo - drzewa prószone szadzą, śnieg otula choinki, chwilami przebija się błękit nieba. To mi poprawia nastrój i łapiąc oddech rozglądam się łapczywie wokół.
Na szczyt dochodzimy w pochmurnej ale magicznej aurze. Wszystko oszronione - oszadzone.
Wbijamy z ekipą do schroniska aby się ogrzać. A tam gorąco, parno i wesoło - gra W
ielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (31 finał), gitary i śpiewniki w ruchu - atmosfera typowo turystyczna - fantastyczna!
A gdy wychodzimy (po strasznie długim oczekiwaniu na zamówione posiłki!!), wita nas słońce!
Teraz przed nami druga część wycieczki, ta w dół. Najpierw podjeżdżamy w stronę Hali na Małej Raczy i polanką, po śladach innych skiturowców, zjeżdżamy w dół. Widoki bajka!
Pierwszy raz jeżdżę tak "na dziko", więc jestem czujna nie szaleję - bo i narty inne, i forma nie najlepsza dziś (nogi obolałe). Ale ogólnie zjazd całkiem fajny, ma swój niewątpliwy urok.
Od wysokości lasu jedziemy drogą techniczną, niezbyt szeroką, więc trochę trzeba się pobawić w "kręcenie". Ale jest całkiem przyjemnie. Dojeżdżamy do samego parkingu, zmęczeni i zadowoleni. Mapka ze Stravy poglądowa jak wyglądał nasz ślad GPS.
To był mój skiturowy "pierwszy raz". Jakie wrażenia? OK.
Nie powaliło mnie i nie wpadłam w zachwyt i nie zapałałam bezgraniczną miłością do skiturów. Wejście pod górę dla mnie trudniejsze niż normalnie na nogach, za to w dół zdecydowanie szybciej. Jazda poza szlakiem to dreszczyk adrenaliny bo nie znasz drogi i nie wiesz co cię czeka, technicznie trudniej niż na trasie zjazdowej. Podobno gdy są lepsze warunki, świeży śnieg, więcej puchu i białej miękkości to jest przyjemniej. Zobaczymy - bo nie mówię skiturom nie. Jak będzie okazja jeszcze się wybrać to czemu nie. Minusem całego dnia okazały się jedynie buty - twarde wkładki więc obtarły mnie strasznie i podrażniły zraniony piszczel; ból przyćmił trochę radość i fun niestety. No cóż, nie wszystko da się przewidzieć.
Ale mimo wszystko wynoszę z tego dnia pozytywne emocje. To była dla mnie ciekawe przygoda i nowe wyzwanie. Kolejny krok do przodu, zbieranie doświadczeń i wrażeń. Relaks i przyjemność.
To był dobry dzień.