Tatry Zachodnie. Jarząbczy Wierch (2137m n.p.m.)

Kolejna wyprawa w Tatry, tym razem Tatry Zachodnie, aby zdobyć ostatni szczyt na mojej liście.

W sobotni poranek ruszamy przez Dolinę Chochołowską - rowerami pod górę aż do schroniska, to najszybsza metoda, aby nie męczyć się 8 km na bezproduktywnym tuptaniu. Po przerwie w schronisku ruszamy zielonym szlakiem przez Wyżnią Chochołowską Dolinę w stronę Wołowca. Jest parno po nocnym deszczu, góry toną w ciężkich chmurach i martwię się trochę, bo prognoza pogody mówi o deszczu. Ale idziemy, najpierw przez las, potem wchodzimy w kosodrzewiny i otwierają się przed nami piękne widoki.

Powoli idziemy do góry w kierunku  Przełęczy pod Wołowcem. Niestety prognoza się sprawdza i łapie nas deszcz - intensywny, choć krótkotrwały; ale te 20minut wystarczy by nas porządnie zmoczyć. Widoki zrobiły się bardziej tajemnicze.


Nie rezygnujemy, na przełęcz wchodzimy w ciężkich chmurach. Ale po 5-10minutach wiatr rozwiewa chmury i co chwila ukazuje nam inny widok. Robi się magicznie. Podbudowani tym, że deszcz się skończył, idziemy na Wołowiec niebieskim szlakiem. Ciężko mi się idzie, ale się nie poddaję.


Na szczycie podejmujemy decyzję, aby iść dalej — prognoza pogody jest dobra na resztę dnia, a w końcu nasz cel to kolejny szczyt! Ruszamy więc czerwonym szlakiem dalej, w dobrych humorach, z dodatkową energią płynącą z zachwycających widoków na Jamnickie Pleso i otaczające je szczyty.


Dochodząc na Nad Niską Przełęczą widzimy przed sobą stromą scieżkę prowadząca do naszego celu - Jarząbczy Wierch. Robi wrażenie męczącej, ale o dziwo szło mi się bardzo dobrze, co chwila odwracałam się złapać oddech i podziwiać widoki.


Na szczycie wieje, więc kapelusz muszę trzymać, aby nie odleciał! Ale radość jest duża. Przygląda nam się też kozica - dostała od nas imię Jarzębina.


Zejście w stronę Kończystego Wierczu bardzo przyjemne i widokowe, tym razem Raćkowe Plesa w dole mrugają do mnie niebieskimi oczętami. 

Skręcamy na szlak zielony i zanim dojdziemy do Trzydniowiańskiego Wierchu skręcamy na szlak czerwony, prowadzący w dół do Doliny Jarząbczej.  Zejście początkowo strome, a potem już przyjemne; choć trochę już mi się dłuży, ale dość do końca trzeba, z powrotem do Schroniska na Polanie Chochołowskiej.

Tu zasłużona przerwa i wsiadam na rower, aby bez pedałowania pokonać dolinę z powrotem, aż do Ziębówki gdzie czeka pyszne jedzenie i picie.

Jest duża radość i satysfakcja, bo w ten sposób wszystkie szczyty Tatr Zachodnich mam zdobyte!! Pozostały może 2 krótkie szlaki jeszcze w dolinach do przetuptania — jesienią i zimą.


Tak wyglądała trasa naszej wędrówki wg www.mapa-turystyczna.pl