Andaluzja. Malaga

Tegoroczne wakacje były dosyć nietypowe. Z jednej strony brak planu, pomysłu gdzie, inicjatywy. A urlop trzeba wybrać, taka dola pracownika. Więc rzutem na taśmę, w miarę niedrogie loty na południe Hiszpanii. Tam marzyłam jechać od dobrych kilku lat - wzywała mnie Droga Króla (osobny post) i mauretańskie smaczki. Więc powinnam być podekscytowana. Ale niestety - życiowe frustracje wzięły górę i jakoś planowanie mi nie wyszło, brakło mi wsparcia i pozytywnego nastawienia. Ostatecznie, w ramach konsensu z resztą rodziny, tydzień w Andaluzji był połączeniem poznawania regionu i nic nie robienia. Wyszło nie najgorzej, choć apetyt został i zdecydowanie chcę tam wrócić zobaczyć to, czego tym razem mi się nie udało.

Ale po kolei.

Początek urlopu spędzamy w Maladze, więc pierwsze dwa dni to poznawanie miasta, głównie starej części. Spacer uliczkami  jest bardzo miły, na początek idziemy w stronę wybrzeża. 

W Parku przy nabrzeżu, krąg z rzeźbą muzyka (Escultura del Fiestero), a przy nim grupa śpiewająca i grająca na żywo, oraz Pani tańcząca ze sztandarem. 


Zachwyceni tym pierwszym łykiem hiszpańskiego folkloru, idziemy na promenadę Muelle, po drodze mijając szklany sześcian Centrum Pompidou w Maladze. Spacerem dochodzimy do latarni morskiej i idziemy dalej w stronę plaży. Tu będzie krótka przerwa na sardynki (więcej w poście o andaluzyjskich smaczkach), aż do słynnego znaku plaży Malagueta.


Zmęczeni słońcem i temperaturą uciekamy z powrotem w cień uliczek, przechodząc obok pięknego budnku Rady Miasta i przylegającego do niego parku - pięknie widocznego z znajdującego się ponad nim wzgórza zamkowego. Z góry zainteresowała mnie też ozdobna fontanna - owszem, pięknie zdobiona, ale woda w kolorze... fuj.

Włócząc się uliczkami możesz zobaczyć różne ciekawostki, od murali po taką bramę/kościół/zabytek.


Oczywiście zajrzeliśmy też do miejsc "must see". Bodega Pimpi jest na prawdę bardzo urokliwa, nie udało nam się tam usiąść bo jest oblegana, ale pozwiedzaliśmy ją jako atrakcję.


Jednym z symboli Malagi jest Katedra Wcielenia (Santa Iglesia Catedral Basílica de la Encarnación), zwana potocznie La Manquita. Jej wieża wyłania się podczas spacerów. Budowla jest na prawdę imponująca (zdjęcia robione jak mogłam bo ciężko uchwycić całość bez zniekształceń). W środku również piękna, mnie najbardziej podobały się drewniane ławy w kształcie litery U, ciężkie i pięknie rzeźbione.


Mnie najbardziej w Maladze podobała się Alcazaba, czyli Cytadela, najlepiej zachowana twierdza Maurów w Hiszpanii. To takie miejsce, że za każdym razem widzisz coś pod innym kątem i zawsze wygląda pięknie. 




U stóp Alcazaby zaś ruiny teatru rzymskiego. Pięknie splata się wielowiekowa historia miasta.


Nad Malagą króluje Zamek Gibralfaro ( Castillo de Gibralfaro). Trzeba sie wspiąć wysoko, ale widoki po drodze rekompensują trud. Widoczna okrągła budowla to arena do walki byków (Plaza de Toros).


Zamek obronny, pozostały z niego głównie mury zewnętrzne - barbakan, którymi bardzo przyjemnie obchodzi się cały kompleks. 

A widok na Malagę  od strony lądu też piękny.

Malaga to miasto sztuki, a najsłynniejszym Hiszpanem jest tu Pablo Picasso, który spędził tu wczesne dzieciństwo. Muzeum Picassa mieści się w pięknym Palacio de Buenavista. Sama wystawa to zbiór dzieł z różnych etapów twórczości; podobało mi się choć nie zachwyciło.



Malaga ma pewnie więcej cudów do odkrycia, mnie w dwa dni udało się zobaczyć tyle, nie licząc spacerów po uliczkach aby chłonąć klimat tego miasta, tak na spokojnie, bez gonienia od atrakcji do atrakcji. To był dobry czas.