Lindos (07/2012)
Podczas pobytu na Rodos udało nam się też coś zwiedzić - skoro już Grecja to trzeba poczuć antyczny, hellenistyczny klimat.
Lindos mieliśmy bliziutko, 5min. autobusem. Ponieważ nie mam daru opisywania ani zacięcia historycznego, posiłkuję się artykułem z http://podroze.gazeta.pl/podroze/1,114158,2646108.html.
Samo Lindos to śnieżnobiałe domy
na zboczach wzgórza, na którym góruje wybudowana przez Joannitów
cytadela. Plątanina ciasnych uliczek z mnóstwem sklepików, restauracji,
galerii. Wejścia obstawione pamiątkami, mnóstwo ceramiki i koralików,
powiewają koronki i obrusy.
Ulic nie pokrywa bruk, lecz mozaiki z morskich kamieni. Mury oplata winna latorośl, a w dole, u stóp miasteczka, leży szmaragdowa zatoka św. Pawła (który podobno zatrzymał się w tym miejscu, udając się do Rzymu w 58 r.) z zacumowanymi jachtami.
By dotrzeć do ruin małego akropolu, trzeba wspiąć się na 116-metrowe wzgórze. W upalne dni niewielu turystów decyduje się na taki wysiłek, wybierając... czworonożne taksówki, czyli osiołki.
Znajdująca się na
akropolu świątynia Ateny z VI w. p.n.e. była jedną z najważniejszych w
starożytnym świecie, odwiedził ją nawet Aleksander Macedoński. Prawie w
całości zachowało się siedem doryckich kolumn. To zarazem
fantastyczny punkt widokowy - widać stąd całe miasteczko i zatokę.