Kraków rowerowo - majówkowo cz.I

Dosyć spontaniczny wyjazd na majówkę w tym roku - wcześniejsze plany nie wypaliły i wybór padł ostatecznie na Kraków. Na szybko załatwione noclegi u studentek (siostrzenicy), pomysł by wziąć rowery aby się poruszać po mieście, mapa miasta. Ok, jedziemy.
Pogoda dopisuje, jest słonecznie i dosyć ciepło. W sobotę po "zameldowaniu się", ruszamy na pierwszy rowerowy wypad żeby zjeść obiadokolację - oczywiście na Rynek. Do centrum dzieli nas niecałe 4km. Po drodze zatrzymujemy się na chwilkę przy Forcie 12 Luneta Warszawska, niestety zamykają i nie możemy wejść do środka. Jedziemy więc na Rynek Główny, gdzie trwa "festiwal turystyczny" czyli wszystko dla mas. Scena, artyści uliczni, jarmark rzemiosła, stragany z grillem i tzw.rękodziełem - jeden wielki miszmasz. Plus setki turystów błąkających się wokół tego wszystkiego. Dodam, że jazda na rowerze niemożliwa. Ledwo można dostrzec piękno tego miejsca. Więc jak dla mnie efekt mało pozytywny, no ale cóż - sezon w pełni więc czego się można było spodziewać. Na szczęście Kościół Mariacki jest "ponad to".







Uciekamy w boczne uliczki i tuż przy rynku znajdujemy Bar Italiano na Siennej. Cudne miejsce, z przemiłą obsługą, rodzinną atmosferą; ale największe wrażenie robi wystrój... naliczyłam 4 modele Lambretty, jedną Vespę (!!). Właściciel jest pasjonatem i wszystkie motory są sprawne; mnie serce skradła oczywiście Vespa we włoskich barwach. Na ścianach, poduszkach itp., wszędzie wizerunki skuterów lub włoskich samochodów z lat 50tych-70tych. Pizza tu serwowana - rewelacja!! 



Posileni duchowo i kulinarnie, ruszamy wzdłuż Wisły w stronę Kazimierza. Troszkę się błąkamy po uliczkach, spacerujemy, oglądamy, odpoczywamy.
Pierwszy dzień dobiega końca.