KPG - Beskid Niski, Lackowa 997m n.p.m. Zwieńczenie Korony

 Ostatni szczyt do zdobycia, ostatni kryształ w koronie. Długo zastanawiałam się jak zorganizować wyjazd w Beskid Niski. Miałam nawet myśli, że jak nie uda się z kimś to sama tam wyruszę bo bardzo  zależało mi aby to było w tym roku (najlepiej przed 15 sierpnia). Ale na szczęście udało się to zorganizować i zrealizować mój plan marzenie. Głównie dzięki mojemu Małżowi, który zgodził się wejść na Lackową ze mną, mimo iż nie lubi pieszych wędrówek!! Oczywiście wyjazd połączyliśmy z rowerowaniem, więc coś dla każdego z nas.

Prognozy pogody zapowiadały burze od południa, więc wczesnym rankiem ruszyliśmy do Izb. Dojeżdżając już widzimy "naszą górę" - piękny widok na sielski Beskid Niski.


Na szlak ruszamy z końca Izb, koło Końskiej Doliny. Nie ma tu szlaku, jedynie szeroka polna droga prowadząca na Przełęcz Beskid. Tu drogowskaz z ręcznie napisanym kierunkiem na Lackową. My nie do końca zrozumieliśmy, że trzeba mocno skręcić w lewo, w efekcie czego przeliśmy dalej drogą na słowacką stronę kilkaset metrów; zawrócili nas inni turyści który popełnili ten sam błąd.
Na rozdrożu trzeba być czujnym i zamiast szerokiej drogi wybrać węższą ścieżkę prowadzącą w lewo.
Początkowo idziemy łagodnie przez las. Po około kilometrze robi się stromiej, aż dochodzimy do osławionej "ściany płaczu" - stromego podejścia przez las. Poziom nachylenia powiedziałabym że "tatrzański", ścieżka pnie się ostro pod górę. Trudnością jest tu ubita, śliska ziemia i kamienie które nie zawsze mocno trzymają się podłoża. Wiec powolutku, ostrożnie, pniemy się do góry. Na zdjęciach nie widać tak bardzo jaki jest stopień nachylenia ale mówię wam było hardo. Jest to do przejścia oczywiście, wcale nie taki straszny odcinek (dzieciaki sobie całkiem dobrze radziły!), niewątpliwa atrakcja.


Gdy już podejście pokonane, spokojnie idziemy grzbietem wiedząc, że już blisko do naszego celu.
Na szczyt dochodzę z lekkim sercem i euforią - TAK!! Równo 3 lata zajęło mi zdobycie Korony Polskich Gór!! MAM TO!!
Szampan na przypieczętowanie sukcesu obowiązkowy.

Po odpoczynku, ochłonięciu z emocji, wracamy tą samą trasą. Zejście "ścianą płaczu" daje w kość kolanom, wymaga skupienia gdzie stawiamy nogi, ale przechodzimy w miarę szybko ten odcinek. Im niżej tym bardziej emocje opadają i wracam do rzeczywistości.

To były niesamowite trzy lata pieszych wędrówek. Jestem dumna z siebie. Po pierwsze zdobyłam niesamowite szczyty - Rysy to moje K2. Po drugie wytrwałam tak długo w realizacji celu. Po trzecie zorganizowałam sobie 28 wypraw, wiele z nich z przypadkowo poznanymi osobami z PTTK bo nie miałam możliwości jechać tam prywatnie, ze znajomymi lub rodziną. Wzruszenie ścisło mi gardło na Lackowej, ach...

Więc jaki teraz cel przede mną? No właśnie, życie nie lubi pustki, trzeba coś wymyśleć!