Velo Czorsztyn & Dunajec

 W ostatni weekend wakacji udało się zrealizować pomysł, który chodził za nami od wiosny. Velo Czorsztyn. O nowej trasie rowerowej wokół Jeziora Czorsztyńskiego słyszeliśmy (My: ja i mój Małż) siedząc pozamykani w domu przez pandemię; gdy już drzwi się otwarły to ciągle mieliśmy z tyłu głowy jak się tam wybrać. Jako że plany na weekend nam się zdezaktualizowały i pojawiło się pytanie "to co robimy?" , to był idealny moment aby jechać na rowery. Po wielokrotnych zmianach planów ( kto jedzie, jeden dzień vs dwa dni pobytu, pomysły na dodatkowe trasy itp.), udało się w sobotę rano dojechać do Niedzicy i stamtąd ruszyć rowerami wzdłuż jeziora. 

Ruszamy z parkingu przy plaży, wyznaczoną trasą. Po minięciu kilkuset metrów wita nas stromy 7% podjazd na wzgórze Zielone Skałki. Zasapani podziwiamy widoki, już nam się podoba.



Dojeżdżamy szybciutko do Falsztyna i cieszę się bardzo, że zaraz za zakrętem zaczyna się zjazd w dół. Świetny punkt widokowy na zalew, ulegam urokowi - sesja fotograficzna musi być!



Gdy już zjedziemy serpentyną w dół, dalej trasa wiedzie wzdłuż leśnego brzegu jeziora, z lekkimi podjazdami i zjazdami. Ogólnie całość dobrze przygotowana, zabezpieczona, co chwila stacje MOR aby odpocząć i podziwiać widoki.


We Frydmanie robimy przerwę na piwko i odpoczynek, dopiero 1/4 za nami, humory dopisują, wrażenia pozytywne.
Tutaj trasa wiedzie grzbietem betonowej tamy, przed nami piękne widoki.



Musimy przedostać się na drugą stronę brzegu, więc przejeżdżamy przez most na rzece Białce - to jedno z niewielu miejsc na trasie gdzie jedziemy razem z ruchem samochodowym. Ale zaraz zjeżdżamy z powrotem nad brzeg jeziora. Tu pięknie, przy samym brzegu, z widokiem na zachmurzone Tatry, kręcąc w częstych zakrętach linii brzegowej  - świetnie się bawię!
Tak sobie jadąc, przyjemnie (bo płasko i wodokowo), dojeżdżamy aż do Czorsztyna.



Przed Czorsztynem pokonał mnie długi podjazd - brakło mi już "pary w nogach". Jakoś odechciało mi się nawet zwiedzać zamek (teraz trochę mi żal), zaciskam więc zęby i pedałuję dalej. Niestety, od Czorsztyna aż do Sromowców Wyżnych jedziemy drogą krajowa razem ze sznurem aut - najmniej przyjemny odcinek, nie dość że samochody to jeszcze droga pnie w większości się do góry; całość wymaga skupienia i uważności. Ale zjazd do Sromowców Wyżnych bardzo fajny! szybki i malowniczy.

I tu następuje zmiana planów
Zamiast skręcić za tamą w prawo i kierować się w stronę Niedzicy (ok.10km), kolega namawia nas na wycieczkę Velo Dunajcem do Czerwonego Klasztoru. Ma być ok. 8km, malowniczo, wzdłuż Dunajca. No dobra, czemu nie. Skręcamy więc na przejście graniczne i jedziemy po stronie słowackiej. Tym samym nie robimy pełnej pętli wokół Jez. Czorsztyńśkiego i nie podziwiamy zamku - smuteczek troszkę.
Okazuje się jednak, żę trasa wiedzie zwykłą drogą przez wioski, widoki średnie i jakoś nijako, humor się kwaśni trochę; na szczęście jest płasko.


Do Czerwonego klasztoru dojeżdżamy zmęczeni, głodni. Ja już mam dość, nawet nie chce mi się zwiedzać - bolą mnie uda, burczy mi w brzuchu, sił mi brak. A tu okazuje się, że dopiero tutaj zaczyna się ta widokowa część przełomem Dunajca!! O nie, myślę sobie, przesada, to ponad moje możliwości.
Po wypiciu Coca Coli i uzupełnieniu cukrów, przeredagowaniu planu, postanawiamy jednak jechać dalej Velo Dunajec, aż do Szczawnicy. Zwyciężył dar przekonywania kolegi oraz myśl, że skoro już tu dotarłam to szkoda byłoby nie jechać dalej, bo czy będę miała taką okazję wkrótce?
Ruszamy więc Velo Dunajec.

Na początku piękna panorama Trzech Koron. Jedziemy dalej polną/leśną drogą wzdłuż koryta rzeki, podziwiamy jej przełomy, spływające tratwy oraz kajaki walczące z chwilami wartkim nurtem. Widokowo przepięknie, minus tylko nierówna kamienista droga która nas nieźle trzęsie. 

Przy Sokolicy (zdjęcie powyżej) kończy się droga i wjeżdżamy do Szczawnicy;  tu już tłoczno,  turystyczno - jarmarczno - komercyjnie. Zapada decyzja, że to koniec naszej wycieczki rowerowej, wystarczy. Zjadamy coś (nie opiszę bo nie warto, totalna pomyłka z wyborem restauracji, byle szybko zapomnieć), odpoczywamy, wracamy do domu już po ciemku, w towarzystwie błyskawic na niebie.

Cała wycieczka bardzo, bardzo udana. Piękne widoki, cudowna pogoda, świetne towarzystwo. Wysiłek fizyczny duży, w sumie ponad 57km  (trasa wg. Endomondo poniżej) ale dająca satysfakcję. Zdecydowanie sobota na plus, tak jak lubię. O minusach zapominam szybko. Zdecydowanie warto to być i przejechać się rowerem po Pienińskich okolicach, a gdyby tak jeszcze iść w góry?! Bosko! Czyli warto tu wrócić.


p.s. Zdjęcia nr 2, 7, 19 nie mojego autorstwa (A.J)