Francja. Paryż - od Les Halles do Pól Marsowych.

 Znowu wykorzystałam okazję bycia we Francji, aby zostać na weekend w Paryżu. Mimo iż ostatnim razem - w czerwcu - dosyć dużo zobaczyłam, to wciąż miałam smaka na więcej. A ze względu na porę roku, chciałam też zobaczyć bożonarodzeniowy klimat.

Więc w piątkowe popołudnie jestem już w Paryżu. I od razu ruszamy (na piechotę) na spacero - zwiedzanie. Ruszamy z naszej miejscówki (Hotel Magenta38 w 10tej dzielnicy) w stronę centrum, łapiąc paryski klimat. Dochodzimy do Les Halles i Kościoła św. Eustache'ego.

Stamtąd przechodzimy na Ile de la Cite, więc obowiązkowo zaglądamy przed Notre Dame, schodzimy na drugi brzeg i dostrzegamy świąteczny market - maleńki skwerek ale bardzo urokliwy.

Tuż obok magiczna księgarnia Shakespeare and Company. W środku mnóstwo zaułków, wąskich, niskich starych przejść. Książki aż po sufit. Wszędzie ludzie siedzą i czytają, więc to taka księgarnio-czytelnia. A jak wyjdzie się na górę to można też posłuchać jak Pan gra na pianinie. Nie mam zdjęć, bo obowiązuje zakaz fotografowania. Cudne miejsce 


 Idziemy sobie dalej wzdłuż rzeki, podziwiając widoki i budki z rycinami, plakatami, antykwariatem i innymi starociami. 

Wchodzimy na most Pont Neuf bo to był naszym punkt na trasie do zobaczenia - faktycznie, urokliwy. Jest piękna pogoda, więc schodzimy nad Sekwanę i idziemy bulwarem  Dopiero w okolicy Luwru wychodzimy na górę i z podziwem patrzymy jak duży to gmach. 

Na dziedzińcu Luwru pamiątkowa fotka i kasztany pieczone na ulicy w taki oto sposób. Tak samo je piekli 11 lat temu kiedy byliśmy tu z mężem.

Łuk Triumfalny na placu Karuzeli jest pięknie odrestaurowany. 

Wchodzimy do Ogrodów Tuileries ale od razu skręcamy na prawo, do jarmarku bożonarodzeniowego zorganizowanego tutaj. Królują tu budki z jedzeniem, atrakcje dla dzieci (lunapark) oraz kilka stoisk z rękodziełem. Wcinam bagietkę z raclette i popijam grzanym winem. Na uwagę zasługuje sposób podgrzewania sera wielkich półkolach, skąd jest dopiero nakładany na bagietkę. Wrażenie robi też udko z indyka, zwłaszcza jak się widzi ludzi spacerujących z kawałkiem mięsa w ręce, hahaha! A gofry jadłam oczami bo już nie wcisnęłabym w siebie. Bardzo przyjemny ten jarmark, jest południe więc nie ma tłumów i chodzi się dobrze (brakuje jedynie światełek ale coś za coś - koleżance weekend wcześniej ukradli tu telefon, więc nie chcemy ryzykować...).

Wychodzimy prawie przy końcu parku, od razu na Plac Concorde - w czerwcu nie można było go zobaczyć, więc cieszę się, że teraz mam okazję.

Idziemy w stronę Wieży Eiffla, ale po drodze jeszcze Most Aleksandra III - przepiękny!

I tak cały czas wzdłuż Sekwany, docieramy pod wieżę. Ale najpierw rejs statkiem po rzece! Taki szalony pomysł, więc oglądamy wszystko jeszcze raz z pokładu statku, w popołudniowym słońcu, tzw. złotej godzinie. Z lądu ominęłam Muzeum Orsay i Grand Palace - teraz nadrabiam z poziomu Sekwany. I oczywiście wszystko inne po drodze.


Wracamy pod Wieżę Eiffla tuż przed zachodem słońca - idealnie!

Ale zmączenie daje się nam we znaki, więc po spacerze przez Pola Marsowe, wsiadamy w Metro i wracamy do naszego hotelu.

Tak wyglądała nasza trasa wg. aplikacji Garmin connect - niecałe 12km.


Ale to jeszcze nie koniec atrrakcji tego dnia. O 23:00 jesteśmy bowiem w Mulin Rouge. Szybko zapominam o zmęczeniu, udziela mi się magia tego miejsca. A sam szow - majstersztyk!!! Nie wolno fotografować więc mam tylko to co zapamiętałam. Feria barw, dzwięków, tańca, pięknych tancerek, niesamowitych strojów, ciekawych występów akrobatów, muzyki, światła - Wszystkiego!! Całość perfekcyjnie dopracowana, buzia sama mi się śmiała, chłonęłam jak dziecko nawet nie mając czasu klaskać. Fantastyczne doświadczenie, polecam wszystkim - mimo że nie jest to tania rozrywka, to warta swojej ceny.

I to koniec pierwszego dnia w Paryżu. A właściwie początek drugiego bo jest już trochę po północy.