Beskid Śląski. Chata Grabowa

Padł pomysł na zimowy spacer w góry. U nas pogoda mało zimowa, jeśli śnieg spadnie to zaraz topnieje, jest szaroburo i nijako. Więc gdy znajomi pokazali zdjęcia z białych Beskidów, stwierdziłam, że najwyższy czas skończyć z wymówkami. 

Towarzystwo miałam chętne na krótki spacer. Dla mnie super. Ostatecznie padło na Chatę Grabową, bo szlak niedługi, nietrudny, a przy dobrej pogodzie i widokowy. Byłam już dwa razy, ale co tam. Idziemy.

Rankiem ruszamy zielonym szlakiem z Brennej, okolic amfiteatru. Pogoda taka sobie, niebo zasnute na szaro chmurami, śniegu trochę jest ale drzewa stoja łyse. Temperatura koło zera, wieje wiatr i lekko prószy śnieg. Ale humory dopisują.


Im wyżej idziemy, tym więcej śniegu ale też  - niestety - większy wiatr. Opatuleni w kaptury i chusty na twarz idziemy dziarsko, podziwiając widoki. Na Starym Groniu robimy chwilę przerwy przy szałasie, potem już ochoczo maszerujemy dalej czarnym szlakiem do Chaty Grabowej z nową energią.


Na otwartej przestrzeni kurzy śniegiem, podnosi go wiatr i rzuca dalej. Tworzy to ciekawe formy - zaspy tam gdzie drzewa chronią śnieg przed wywianiem. Podobaja mi się te śniegowo - wietrzne rzeźby.


Przy samym schronisku śniegu dużo, dziemy jak w tunelu, co nas bawi. Dochodzimy do schroniska i  jeszcze podziwiam panoramę z tarasu, choć niebo pochmurne to i tak podoba mi się ten widok. Potem już tylko przez okno patrzę na góry - miło tak się ogrzać przy kominku. I obowiązkowy rogal z jagodami, jeszcze ciepły, rozpływający się w ustach!


Posilone, wygrzane, wracamy do Brennej czerwonym szlakiem spacerowym - ścieżką Utopca. Bardzo przyjemnie się idzie, bo szlak przedeptany, wzdłuż potoku Hołcyna, mamy wrażenie że idziemy po płaskim, tak dobrze się nam maszeruje.


Bardzo miła wycieczka, spacerowe tempo ale jak na takie warunki to nie narzekam. Oczy napatrzone a bateria naładowane zimowym pięknem.