Ferie zimowe we włoskim stylu - Sella Nevea

 W zeszłym roku w Selli nie szusowało się fajnie, bo pogoda była słaba, warunki narciarskie trudne, i tylko jeden stok czynny (trasa na dół) - zagrożenie lawinowe wyłączyło moja ulubioną trasę z Prevali - potocznie zwaną przez nas "pod żelazkiem".

W tym roku Sella Nevea zrekompensowała mi to w pełni. Trasa idealna, narty same niosły, tylko resztki rozumu trzymały prędkość vs umiejętności w równowadze. Więc poszalałam tam dwa dni. 

Strona włoska jest w cieniu, więc było chłodniej i może nie tak spektakularnie jeśli chodzi o widoki. Ale i tak było pięknie. To kraina bieli i błękitu, bo nawet śnieg (w cieniu) ma odcień "azzuro"

Niestety słoweńska strona ośrodka narciarskiego (Bovec) była zamknięta - szkoda wielka, bo tylko raz tam byłam i podobało mi się: słońce, fajny stok, super widoki. Gdyby oba ośrodki działały, była by to super - rewelacyjna miejscówka!

A w uroczym schronisko Rifugio Celso Gilberti, taki napis na suficie: 

"200 milionów lat temu... tutaj było jak na Bahamach". Ja w to wierzę.