Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2012

Amsterdam (02/2012)

Obraz
Na koniec holenderskiej przygody udało się spędzić prawie jeden dzień w Amsterdamie. Czasu nie było zbyt wiele bo trzeba było złapać samolot, więc odwiedziłyśmy tylko jedno muzeum - niestety tylko jedno, bo miasto oferuje na prawdę niezły wybór. Zamiast tego spacer po starym mieście, z obowiązkowym odwiedzeniem dzielnicy czerwonych latarni (niestety w południe, ale też było warto) i zakupami cebulek tulipanów. Chciałabym tu wrócić jeszcze na parę dni. Wiele kamienic w Amsterdamie jest krzywych: jedno okno przechylone w prawo, drugie w lewo; piętro nie trzyma pionu tylko przechyla się nad ulicę. To niestety efekt działania wody na grunt, który w niektórych miejscach osiada. Ale wygląda to niesamowicie - ciekawe jak ludzie mieszkają w tych pokrzywionych kamieniczkach.  Amsterdam jest według mnie ładniejszy od Utrechtu, wszystko jest tu większe - kanały, kamienice, ruch rowerów, no i więcej turystów (niestety). Dużo osób jeździ na Vespach - przesłodkie, zakochałam się w tych skuterach...

Utrecht - Domtoren (02/2012)

Obraz
Mając jedno jedyne - ostatnie w Utrechcie - wolne popołudnie, postanowiłyśmy zaliczyć punkt obowiązkowy turysty czyli wspinaczkę na wieżę katedry Domkerk. Katedra powstała w XIIw. i była budowana do XVIw. Obecnie wieża stoi osobno i jest najwyższą dzwonnicą w Holandii. Dlaczego osobno? Budowę zaczęto od strony wschodniej oraz równolegle budowy dzwonnicy. Gdy budowano katedrę nadeszły czasy reformacji i kościół katolicki stracił na znaczeniu - a tym samym na możliwościach sfinansowania tak potężnej budowy. Dlatego też ostatnią część, łączącą dzwonnicę z prezbiterium zbudowano z tańszych materiałów (drewniany szkielet) i bez zachowania wszystkich zasad konstrukcyjnych (wsporniki itp.).W efekcie potężna wichura w XVIIw. zburzyła tą cześć katedry; do dnia dzisiejszego już jej nie odbudowano. Po więcej info odnośnie katedry odsyłam na: http://pl.wikipedia.org/wiki/Katedra_%C5%9Awi%C4%99tego_Marcina_w_Utrechcie Wracając do tematu wieży: 456 stopni do pokonania w godzinę z przystankami w muze...

Czekolada (02/2012)

Obraz
Przy okazji podróży do Holandii nie sposób nie dostrzec wszechobecnej czekolady. W wielu przypadkach pochodzi z Belgii, ale holenderskiej też się znajdzie sporo - w końcu nawet nasze mamy używają holenderskiego (czyli z wiatrakiem na pudełku) kakao w kuchni. Mnóstwo "czekoladowych" sklepików oferujących przerozmaite smaki - w zależności skąd pochodzi ziarno kakaowca, czekolady z rożnymi dodatkami, czekoladowe wyroby różnorakiego typu - w cenach też przerozmaitych. Mnie rozbawiła część "turystyczna" cukierniczo-czekoladowego przemysłu - ehhh... czego to nie wymyślą żeby zarobić parę ojro ;).

Holenderskie bicykle (02/2012)

Obraz
Rowery - z tego jest chyba najbardziej słynna Holandia. No może zaraz po serach. Faktycznie - drogi rowerowe wszędzie (chodników dla pieszych dużo mniej), doskonale skorelowane z ruchem samochodów.  Zaparkowane dosłownie wszędzie.Wszystkie wyglądające mniej więcej podobnie nijako i niechlujnie - i nikt się tym nie przejmuje. Pordzewiałe, z plastikowymi skrzynkami na kierownicy zamiast koszyka, z workiem na siodełku żeby nie zamokło, pomalowane x-lat temu od góry do dołu na jeden kolor - dziś już wypłowiały, z kuleczkami założonymi na szprychy (u nas mają to tylko dzieci), poklejone taśmą lub pospinane obejmami. Ale jeżdżą. Miejskie wypożyczalnie rowerów co krok, z daleka wyglądają trochę jak złomowiska. Rowery jeżdżące szybko i we wszystkie strony - idąc trzeba uważać by przypadkiem nie wejść im w drogę, bo każdy uzbrojony w groźny dzwonek. Ma to swój urok, niewątpliwie. Nic tylko brać przykład.      

Utrecht (02/2012)

Obraz
Drugi pobyt w Utrechcie - również służbowy. W listopadzie 2011 był to wyjazd na prawdę służbowy, praca praca i praca, czasu wolnego tyle co nic. Tym razem dużo lepiej, był czas na pracę i na podziwianie miasta też się troszkę znalazło - głównie popołudnia i wieczory. Nie było szaleństwa szlakiem zabytków, gonienia po muzeach - tylko spacery, spacery i spacery, głównie po starym mieście. To też jest na zdjęciach. To czego nie udało się uwiecznić pozostaje we wspomnieniach. Na mnie wrażenie zrobiło współczesne budownictwo: proste - wręcz surowe, z dużymi oknami, najczęściej niewysokie (choć z racji cen ziemi coraz więcej buduje się w górę).Okna zaczynające się na wysokości 100cm. od chodnika, bez zasłon - idziesz wieczorem ulicą i możesz zaglądać ludziom jak jedzą, szykują kolację, odpoczywają. Zdjęcia ze spacerów po starówce, wartości artystycznej nie przedstawiają - tylko wspomnienia.   Na koniec Bonus: to nie jest tablica odlotów na lotnisku, tylko lista piw s...

Monte Lussari (02/2012)

Obraz
W Camporosso i Tarvisio nie zawsze dopisywało nam słońce. W Polsce szalały arktyczne mrozy, we Włoszech śnieżyło - raz mocniej raz słabiej. Przekonaliśmy się, że pogoda "na dole" ma się czasem nijak do warunków "na górze". Przykładem nasz plan odwiedzenia Sanktuarium Maryjnego na Monte Lussari (Sanktuarium Monte Santo Di Lussari). Znany motyw przewijający się na wszelkich prospektach, stronach www dotyczących okolicy - więc jak dla mnie Punkt Obowiązkowy wyjazdu.  A więc jedziemy zobaczyć. Akurat zrobiliśmy dzień wolnego od narciarskich przygód, pogoda w Camporosso ok - lekki śnieżek prószy, lekki mrozik, na piesze spacery w sam raz. Wyjeżdżamy kolejką na górę - 1800 m n.p.m. ... i tu zaskoczenie. Brrrr..... wieje tak że nie da się stać, śnieg zacina mocno, widoczność ograniczona, nie wspominając już o grubej warstwie śniegu która cieszyła narciarzy. Młody od razu zawołał "jedźmy już stąd!!" Eh... nie udało nam się wykrzesać na tyle energii, by wbrew pogod...

Sella Nevea (02/2012)

Obraz
Najbardziej słoneczne dni we włoskich Alpach spędziliśmy jeżdżąc w Sella Nevea. Po wjeździe kolejką  (Prevala) widoki są imponujące, przy bezchmurnym niebie świetne panoramy Alp. Jako że dla mnie to "pierwszy raz", oddałam się pocztówkowaniu, narciarzy trudno było mi uchwycić.  Mnie najbardziej spodobało się schronisko (Rifugio Gilberti) serwujące pyszną czekoladę na gorąco oraz maleńka kapliczka obok której stoi... działo artyleryjskie (tak mi się wydaje). Niestety nie znalazłam w internecie żadnych info na temat tego miejsca po angielsku lub polsku - minus dla mnie. Zdjęcie schroniska poglądowe - nie mojego autorstwa. Miejsce piękne i urokliwe, jeździ się tu z przyjemnością, na wyciągu można cieszyć się ciszą i podziwiać krajobrazy; albo też siedzieć na leżaczku i się wygrzewać w alpejskim słońcu. Polecam. Chętnie tu wrócę.  

Tarvisio/Camporosso (02/2012)

Obraz
Pierwszy raz wyprawiliśmy się na narty w Alpy. Po mojej kontuzji kolana niepewne było, czy będę jeździć. Kamil dopiero się oswajał z nartami na oślich łączkach. No ale to nic - jedziemy i koniec. Więc planujemy, szykujemy, śledzimy kamerkę internetową, robimy zakupy i wciskamy się do samochodu przy 20stopniowym mrozie. 4 luty to podroż, 10 godzin jazdy, na szczęście autostradami. Tu uwaga: czeskie betonowe autostrady są lepsze niż jakikolwiek fotel masujący - po godzinie jazdy trzęsie ci się wszystko i ten stan utrzymuje się przez kolejne pół godziny jak nic...  nie wiem co sądzą o tym amortyzatory samochodu, mnie to nie przypadło do gustu, wrr.... Ale dojechaliśmy, z przygodami małymi ale co by to było za życie bez przygód :). I dziękuję Bratu za pożyczenie PSP portable, życie mi uratowało bo Kamil miał zajęcie a ja spokój w samochodzie, chachacha. Tarvisio leży na "samym początku" Włoch, region Friuli-Wenecja Julijska. Polecam stronkę: http://www.tarvisiano.org/jsptarvisia...