Budapeszt - cz.2
W niedzielę zaczynamy nasze zwiedzanie od Zamku Królewskiego. Oczywiście na rowerze, więc najpierw pedałujemy pod górę - to jedyny podjazd zaplanowany na dziś na szczęście. Wpierw mijamy słynny Hotel Gellerta.
Trafiamy na zmianę warty - oj, współczuję stać w pełnym umundurowaniu w taką pogodę!
Kupujemy bilety na zamek. Niestety, nie mam komfortu podziwiania go w pełni, bo trwa festiwal sztuki ludowej czy coś w tym stylu, wszędzie rozstawione stoiska z ludowym rękodziełem, na dziedzińcu zaś scena na występy taneczne. Budki przysłaniają zamek i sprawiają, że jest tłoczno i duszno. Nawet nie chce nam się oglądać co się kryje na każdym stoisku, idziemy do przodu.
Wchodzimy na dziedziniec gdzie niestety trwa remont i bardziej przypomina to plac budowy niż zamkowy plac. Siadamy chwilę w cieniu fontanny św.Macieja, powoli idziemy dalej i wchodzimy na chwilę do Muzeum Historii - ale nas nie wciąga, więc wychodzimy i postanawiamy powoli kończyć spacer po zamku i ruszyć dalej.
Jedziemy dalej przez wzgórze zamkowe do Kościoła Macieja. Wygląda imponująco, jasne mury aż rażą w oczy w południowym słońcu a mozaikowy dach wydaję się być jeszcze bardziej intensywny. Tuż przed nim piękna figura ze złotą gwiazdą na szczycie.
Tuż obok słynna Baszta Rybacka. Robi wrażenie, stożkowe baszty kojarzą mi się z bliskim wschodem, pewnie niesłusznie. Miejsce oblegane bo poza jej pięknem można podziwiać piękną panoramę Budapesztu.
Zjeżdżamy w dół i docieramy do Dunaju, wprost przed Parlament stojący na przeciwległym brzegu.
Przejeżdżamy przez słynny Most Łańcuchowy, po którym suną tłumy ludzi. Dalej jedziemy prosto główną ulicą, aż do Placu Bohaterów. Bardzo przyjemnie się jedzie w cieniu drzew.
Plac Bohaterów ogromny, w pełnym słońcu wygląda bardzo ładnie. My uciekamy do znajdującego się za nim parku na chwilę odpoczynku i zerknięcie na zamek Vajdahunyad. Za bramą oczywiście kramy, eh... Trafiliśmy na tzw. "długi weekend" bo akurat w poniedziałek przypada wielkie święto narodowe na Węgrzech z głównymi obchodami w stolicy - stąd te tłumy i nieustanne kiermasze.
Wracamy w stronę Dunaju, ale najpierw posiłek w uroczej włoskiej restauracji - Millenium Da Pippo. Prawdziwy włoski klimat i kuchnia, polecam gorąco!
Na koniec Wielka Synagoga i wracamy zmęczeni do naszego pokoju.
To był intensywny dzień, pełen wrażeń, ale też męczący. Budapeszt pokazał mi się jako miasto piękne, dumne, z wieloma smaczkami. A zdaję sobie sprawę, że obejrzałam je bardzo powierzchownie. Mimo to jestem usatysfakcjonowana, bardzo bardzo szczęśliwa.
To już koniec naszej węgierskiej przygody. Było lepiej niż planowałam, żadnych złych wrażeń, niektóre rzeczy zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Myślę, że śmiało mogę wrócić tu jeszcze - oczywiście w inne miejsce nad Balatonem. A do Budapesztu - zawsze!!