Węgierskie wakacje. Balaton. Revfulop

W tym roku było trochę zamieszania z ustalaniem terminu wakacji. Wyszło tak ostatecznie, że większość znajomych miała urlop miesiąc wcześniej, więc my byliśmy "skazani" tylko na siebie. Długo też nie mogliśmy się zdecydować jak spędzimy urlop. To znaczy ja miałam plan, tylko musiałam do niego przekonać męża. Ostatecznie się udało i jak to się mówi "stanęło na moim" - pojechaliśmy na Węgry. Cel: Balaton, bo i woda i możliwości aktywnego spędzenia czasu - rowerowania.  Trochę szperania w internecie w poszukiwaniu kwater (nie camping!), trochę w zbieraniu ciekawostek co zobaczyć i jak spędzić czas - i gotowy pomysł na Balaton! Na koniec dorzuciłam jeszcze dwa dni w Budapeszcie. Węgierskie wakacje zaplanowane; jupi!!

Zatrzymaliśmy się w miasteczku Revfulop, na północnym brzegu. Nieduże, spokojne, w sam raz dla nas bo nie przepadamy za tłumami, "kurortami" i jarmarcznym wypoczynkiem. Miejscówka Veronika apartman samym centrum przy głównej drodze koło dworca kolejowego bardzo przyjemna i wygodna wszędzie blisko - sklep 50m, plaża 350m. No i basen był na miejscu, super tak wskoczyć po powrocie znad Balatonu, to był już nasz rytuał po powrocie z plaży - chwilka pluskania w basenie plus drink na leżaczku. 

Główny deptak w Revfulop znajduje się przy małym molo skąd odpływają statki wycieczkowe oraz gdzie cumują żaglówki. Byliśmy tam o różnych porach dnia, typowy wczasowy jarmark. Obok fajna ramka do zdjęć. No pyszna pizza w restauracji Gomba!


Drugie ważne miejsce w Revfulop to plaża. Byliśmy na obu aby porównać która lepsza. Na każdą wstęp jest płatny (500huf dorosły, 300huf dziecko), jest dobry sanitariat (wc, przebieralnie, prysznice bez zarzutu) i kilka barów żeby coś przekąsić. Wejścia do wody są po drabince, oznaczona głębokość najczęściej 120cm, w wodzie miejsca do gry w siatkę, kosza, piłkę wodną. Dno na szczęście piaszczyste i bez kamieni. Ludzi w miarę - na pewno nie jest to polska bałtycka plaża czy kąpielisko w mieście, bo bez problemu o każdej porze dnia znajdziesz miejsce w cieniu, nikt na nikogo nie włazi. Komfortowo.
Csasztai Strand jest duża, z wodą 120cm, zjeżdżalnią (ekstra płatna) - ale też niestety wodorostami pływającymi przy wchodzeniu do wody. 


Szigeti Strand była bliżej nas i chodziliśmy tu częściej. Woda przy wejściu płytsza, plaża troszkę mniejsza, ale jakaś sympatyczniejsza.


Kolejny "punkt obowiązkowy" turysty w Revfulop to punkt widokowy na szczycie wzgórza: Fulop-hegyi kilato (tzw. Wieża Milenijna). Aby tam dotrzeć trzeba się nieźle wdrapać pod górę przez wąskie uliczki a potem schodkami pod górę; przy ponad trzydziestostopniowym upale jest ciężko. Ja wybrałam się wieczorową porą koło 19stej myśląc że będzie mniej gorąco - hm... nie wiem bo zasapałam się zdrowo; ale dla uroczego spaceru wśród domków, sadów i winnic, oraz widoków ze szczytu wieży warto się pomęczyć. Piękna panorama Balatonu i pobliskich wzgórz które w zachodzącym słońcu miały lekko kosmiczny charakter.



Ogólnie Balaton jako miejsce na wypoczynek sprawdził się w 100%. Można poleniuchować na plaży, albo też aktywnie spędzić czas na rowerach lub wycieczkach po okolicy. My pogodziliśmy lenistwo z aktywnością i wyszedł świetny tydzień urlopu. Północne wybrzeże Balatonu (dolna cześć poniżej półwyspu Tihany) oferuje mnóstwo atrakcji; mnie brakło czasu aby wszystko zobaczyć. Więc kto wie, może tu wrócę?!