Góry Izerskie rowerem
Punkt nr 1 lub 2 na naszej liście do zrobienia/zobaczenia w Świeradowie to oczywiście Single Tracki. Ogromny kompleks tras, wciąż rozbudowywany, częściowo po czeskiej stronie. Podjeżdżamy więc do granicy państwa i zostawiamy samochód, przesiadamy się na rowery. Jako że jesteśmy z Młodym który nie jest chętny do górskich wycieczek rowerowych, wybieramy najłatwiejszą trasę, niebieską - Hrebenac. Bardzo malownicza i prosta, pełna różowych kwiatów (męczennica purpurowa), kładek uatrakcyjniających jazdę (choć błotko też było), ładnych panoram. Nawet pamiątkowy grób Leśnika udało nam się zobaczyć, zjazd na wieżę Mon Plaisir niestety przegapiłam...
A że trasa była tak przyjemna i szybko nam się ją pokonywało, bez problemów i przygód, postanowiliśmy jeszcze przejechać odcinek Obora. Tu już bardziej kręto ale przez to ciekawiej i bardziej przygodowo. Ostatecznie dojeżdżamy do bike campu w Nowym Meste, stamtąd już zielonym dojazdowym szlakiem wracamy na parking po polskiej stronie. Mapek nie załączam bo dostępne na stronie https://singletrack.pl/
Całość to ok.16km dobrej zabawy - ja nie jeżdżę szybko i agresywnie, raczej rekreacyjnie i spokojnie więc byłam bardzo zadowolona.
Ponieważ jazda po single trackach zajęła nam przedpołudnie, trzeba było zagospodarować jeszcze popołudniowy czas. Ja wymyśliłam trasę na Halę Izerską, do schroniska Chatka Górzystów. Rowerem oczywiście. Więc jak to jazda w górach, jest cały czas pod górę, niby lekkie nachylenie i droga asfaltowa ale trzeba się napocić. W miarę wyjeżdżania coraz wyżej widoki coraz ładniejsze, rekompensuję trud. Na szczęście słońce nie przygrzewa za mocno, więc mimo że męcząco to jest ok.
Dojeżdżając na Polanę Izerską (pod górę poległam na ostatnim odcinku), robimy chwilę przerwy i zadowoleni że już niedaleko śmigamy dalej, w dół rozpędzeni grawitacją.
Otwiera się przed nami piękny widok na Halę Izerską! Cudnie, szeroko, przestrzeń! W tle przed nami torfowiska a na horyzoncie majaczy Snieżka i Snieżne Kotły (moje ukochane, poznam zawsze!).
Rozkoszując oczy siadamy przed schroniskiem. Niestety nie na długo, bo ciemne chmury i grzmoty każą nam dosiąść rowerów i wracać - a mieliśmy wypić piwko, pozachwycać się podjechać na torfowiska... Strach przed burzą jednak wygrywa. Pniemy się mozolnie 3km pod górę, w pierwszych kroplach deszczu. Na Polanie Izerskiej łapie nas ulewa, więc zjazd 6km w dół w strugach deszczu. Taka przygoda. Dojeżdżamy do naszej kwatery przemoczeni na wylot, zmarznięci ale zadowoleni - ot, taka przygoda.
Niewątpliwie chciałabym na Halę Izerską wrócić, jest to piękne, klimatyczne miejsce.
Izery są piękne, rowerowy raj niewątpliwie, mnóstwo dróg do wygodnego pokonywania na dwóch kołach. Jest to męczące ale ma też swój urok. Więc zostawiam na liście miejsc do powtórnego odwiedzenia.