Tatry. Wołowiec 2064m n.p.m.

 Po długiej przerwie wreszcie wyprawa w góry!! 

Tatry są ostatnio częstszym celem wypraw niż Beskidy, i zanosi się że tak będzie przez najbliższy czas, albowiem wspieram koleżankę w jej tatrzańskim wyzwaniu. Co mnie cieszy bo mam dodatkową motywację by wyruszyć na szlak.

Zaczynamy od Wołowca. Miał iść w parze z Trzydniowiańskim Wierchem, ale na przeszkodzie stanęła pogoda. Wyjazd zaplanowany od dawna, a tu mówią że cały weekend ma lać deszcz. No cóż, pakujemy peleryny i cieplejsze rzeczy i jedziemy, mówiąc "zobaczymy jak będzie". 

Sobotni poranek zaczął się deszczowo, więc byłam pełna obaw, i nastawiona na to że zmoknę i wrócę w przemoczonych butach. Jako że nie zapowiadała się za dobra pogoda, na cel bierzemy tylko Wołowiec, drugi szczyt odpuszczamy. Żeby zaoszczędzić trochę czasu wypożyczamy rowery (super patent!!) i przejeżdżamy Dolinę Chochołowską pnąc się lekko pod górę. Mimo pochmurnego nieba jest ciepło i parno.


Ruszamy zielonym szlakiem przez Wyżnią Chochołowską Dolinę, idąc spokojnie, rozkoszując się śpiewem ptaków, zielenią i znikomą ilością turystów. I słońcem, które łaskawie pojawia się co jakiś czas.

Gdy wychodzimy już z lasu i kosodrzewiny, ukazuje nam się widok cudowny, piękne panoramy zielonych wzgórz, mimo iż szczyty schowane w chmurach to i tak nas zachwyca. A im wyżej wychodzimy tym piękniej.



Dodam tylko że ostatnia część szlaku to mozolna wspinaczka po kamiennych schodach, zygzakiem trawersującym zbocze. Tu wychodzi brak formy, ale się nie poddaję.
Wychodzimy w końcu na Przełęcz pod Wołowcem i łapiemy momenty dobrej widoczności na słowacką stronę - chmury pędzone silnym wiatrem zmieniają krajobraz w mgnieniu oka.


Zaczynamy "atak szczytowy", żmudny i trochę smutny bo bez widoków. Na samym szczycie wieje mocny wiatr więc szybka sesja fotograficzna i uciekamy niżej, w cieplejsze miejsca.



A poniżej czekają piękne widoki  - zieleń i chmury. Schodzimy przez Rakonia i Grzesia, bardzo przyjemnie, grzbietem pasma. Cieszymy oczy. Będąc już na Grzesiu wreszcie widzimy szczyt Wołowca, z daleka.


Cała trasa bardzo przyjemna, udało się przejść bez zmoczenia deszczem i bez przeszkód i przygód. Na szlaku ilość ludzi umiarkowana, nie ma dramatu. Cudownie spędzony, aktywny dzień, kilometry w nogach, zmęczenia ale przede wszystkim ogromna radość, szczęście, spokój...