Karkonosze. Samotnia, Pielgrzymy i Słonecznik
Sobota zapowiadana była jako dzień z najmniej korzystną pogodą. Więc dopasowaliśmy plan tak aby mieć w razie czego gdzie się schować, czyli robimy "tour de schronisko".
Najpierw schodzimy do schroniska Samotnia w Kotle Małego Stawu. Ach... dla mnie to miejsce to czysta magia. Ciepło rozlewa mi się po sercu a na rękach gęsia skórka.
Wracamy z powrotem do Strzechy Akademickiej niebieskim szlakiem pod górę, żeby przejść dalej, do Domu Śląskiego (dalej niebieskie oznaczenia). Gdzieś przed Spaloną Strażnicą znowu zaczyna kropić, więc w pelerynkach idziemy dalej. Mokrzy dochodzimy do schroniska, gdzie zasiadamy na dłużej. Dosyć tu przyjemnie, choć sala wielka i pełna ludzi. Ale widok z okna wspaniały.
Gdy po jakimś czasie się wypogadza, wracamy. Śnieżka się pokazuje otulona od doły chmurkami. Dla odmiany wybieramy trasę przez Biały Jar - najpierw czarny, potem żółty szlak. Bardzo to urokliwa trasa, w promieniach słońca (tak, znowu świeci!) idzie się z nową energią.
To popołudniowe, podeszczowe wypogodzenie się sprawia, że postanawiamy iść dalej. Więc w schronisku tylko szybka organizacja, i dalej, w wilgotnych butach, na szlak. Idziemy na Pielgrzymy. Więc znowu do Samotni, a potem dalej Drogą na Śnieżkę (zimowe obejście), aż do Polany. Tam zmieniamy niebieski szlak na żółty, i wspinamy się do góry, ciesząc uszy świergotem ptaków, a oczy karkonoskimi panoramami. Na Pielgrzymach jesteśmy sami, w złotej godzinie, pełni euforii patrząc na Śnieżkę i okoliczne zbocza. Wow!
To była "prawie" ostatnia wędrówka, w niedzielę po śniadaniu schodzimy do Karpacza żółtym szlakiem - ładna pogoda, ciepło. I koniec, żegnam Karkonosze mówiąc "Do szybkiego zobaczenia".
Chyba nie potrafię opisać całej gamy uczuć jakie wzbudzają we mnie te góry, te miejsca. To "moje miejsca", czuję z nimi jakąś więź; nie zastanawiam się czemu. Cieszę się bo to jest dobre.