KPG - Beskid Żywiecki, Babia Góra 1725m n.p.m.
Apetyt na tą wyprawę miałam już dawno. Chyba dlatego, że Babia Góra owiana była jakąś sławą, legendą: że trudna do zdobycia, że warunki pogodowe nieprzewidywalne, że bywa niebezpiecznie.
To podkręca apetyt jak dobra przyprawa. A w międzyczasie słyszę "już tam byłem"...więc pora i na mnie. Dla motywacji nawet znalazłam grupę o nazwie "W 2017 przynajmniej raz wejdę na Babią Górę". I ostatnio koleżanka wrzuciła zdjęcie ze szczytu - no nie!! Teraz ja!! Akurat trafił się tzw. długi weekend, a planów nie było, więc pomyślałam: tak, to jest okazja. Namówiłam przy okazji znajomych - najpierw koleżankę z którą często chodzę po górach, potem dołączyły jeszcze dwie osoby. Wstępnie planowaliśmy sobotę, ale przyszło załamanie pogody. Więc wtorek, 15ty sierpnia, wszyscy mamy wolne. Jedziemy.
Start z przełęczy Krowiarki. o godz.9:30 już tłumy. Uh... jak święto to wszyscy mają wolne...cóż...
Ustalamy trasę aby zrobić pętlę: pod górę przez Sokolicę szlakiem czerwonym, wracamy przez schronisko łagodniejszym szlakiem niebieskim.
Szlak jest de facto ścieżką wytyczoną z kamieni, pieszą drogą. Zatłoczoną, więc nie liczymy na zestaw "tylko my i przyroda". Wspinaczka raczej w klimacie pielgrzymki, człowiek za człowiekiem. Ale się nie zrażamy, podziwiamy widoki. Pogoda dobra, pięknie widać Beskidy, zarówno po naszej jak i słowackiej stronie. Jest na prawdę miło i czerpę przyjemność z zasapania, potu płynącego po plecach, łykach wody dla ochłody, oczu nakarmionych pięknem wokół mnie. Idziemy noga w nogę, rozmawiamy.
Za Sokolicą robi się trochę chłodniej, trochę wieje ale to dobrze, przynajmniej pogoda nas nie męczy. To, że wysokość jest znaczna, udowadnia nam kosodrzewina. A później już jej brak, tylko trawa i rumowiska skalne...
Idziemy dalej grzbietem, podziwiamy widoki i pytamy samych siebie "czy to już Diablak?" Tak, to tu, jesteśmy na szczycie! Euforia zdobycia Babiej Góry miesza się z dyskomfortem - tłum ludzi wokół nas. Więc robimy pamiątkowe zdjęcia, podziwiamy widoki i zmykamy na dół.
Od drugiej strony Babia prezentuje się imponująco. Idziemy do Schroniska w Markowych Szczawinach, odpoczywamy. A potem już spacerek płaskim niebieskim szlakiem z powrotem na przełęcz.
Cała trasa poszła nam nad wyraz sprawnie, nawet mamy niedosyt bo tylko 11km, jeszcze byśmy mogli ze 2h pochodzić. Trudno. Dzień uważam jednak za bardzo za udany. Cel osiągnięty, czuje się spełniona, pełna energii i nadziei. Trochę się dziwię, że ta góra ma taką złą renomę (trudna i nieprzewidywalna) - a może po prostu miałam szczęście?!
Po drodze urodził się pomysł zdobycia Korony Polskich Gór. Czemu nie?!