Francja. Chantilly.
Ośrodek znajduje się w XIX-wiecznym zameczku Barona Rotschilda, otoczonym terenem leśnym. Kompleks tworzą: zamek, gdzie jadałam posiłki i korzystałam z baru; budynek konferencyjny z salami i ogromną salą kinową; kilku willi z pokojami dla gości; pawilonu wellness & spa z basenem i sauną.
Zacznijmy od zameczku. Tu odbywały się nasze posiłki oraz spotkania przy drinku. Z zewnątrz budynek prezentuje się bardzo elegancko, że strzelistymi wieżyczkami, ozdobną elewacją oraz otaczającym go żwirowym dziedzińcem z ławeczkami pod starymi lipami.
Mnie urzekły najbardziej wnętrza. Wysokie pomieszczenia, saloniki, z których każdy urządzony w innym stylu. Niektóre w stylu klasycznym odwołującym się do wieku - historii budynku; inne zaś łączące dawny styl z nowoczesnym, osadzonej w danej stylistyce. Ale wszystko ze smakiem i dobrym gustem. Cudo.
Wjeżdżając na teren kampusu znajdziemy najpierw kilka budynków ukrytych w lesie - tzw. ville, gdzie znajdują się miejsca noclegowe. Są one w stylu zupełnie innym niż główny budynek, trochę gdzieś przypominały mi styl norweski (domek - swiat Muminków !?). Pomiędzy poszczególnymi pawilonami biegną ścieżki - zadaszone kładki, które w nocy pozwalają trafić bezpiecznie do swojego pokoju. Same pokoje są czyste i wygodnie urządzone, bez luksusów, ale ze smakiem. Było mi tam komfortowo.
To tyle jeśli chodzi o kampus. A co poza tym?
W miasteczku Chantilly najbardziej znanym miejscem jest pałac i znajdujący się obok tor wyścigów konnych. Wybrałam się tam na spacer z koleżanką, późnym popołudniem, więc musiało mi wystarczyć oglądanie tych miejsc z zewnątrz (były już zamknięte dla zwiedzających).
Tory wyścigowe robią wrażenie swoim rozmiarem, choć z daleka to tylko ogrodzona murawa; tuż obok toru znajduje się muzeum związane z jeździectwem w starym budynku
Wracamy tą samą drogą przez miasteczko, które też jest bardzo urokliwe.