Dolomity. Do Lago di Braies
Jak przystało na dobrego organizatora wycieczki, rozkład naszych wędrówek dopasowano do warunków pogodowych tak, aby udało się wszystko zrealizować. Na drugą połowę tygodnia zostały więc dwie "perełki" Dolomitów, na których najbardziej mi zależało. Miałam obawy, czy uda się je zobaczyć przy dobrej pogodzie - początek tygodnia był bowiem upalny, zaś na końcówkę tygodnia przewidywano załamanie pogody. Na szczęście prognoza się nie sprawdziła.
Pierwsza z mojej listy "must see" to Lago di Braies i kolejna wyprawa właśnie tam nas miała zaprowadzić. Ale nasza wędrówka zaczęła się w Ponticello (Brückele po niemiecku). Idziemy spokojnie do góry, podziwiając otaczające nas masywy z górującą "Rudą" czyli Remeda Rossa i Crode Rossa Picada, które swoją nazwę zawdzięczają specyficznemu, rudemu kolorowi skały bogatej w żelazo - krusząc się tworzy rude rumowisko skalne.
Docieramy do malowniczo położonego schroniska Malga Rossalm - Rosalmhutte. Maleńka, drewniana chata, gdzie gospodarzą trzy pokolenia - od dziadków po wnuki, nadając temu miejscu ciepły klimat. Zjadam tu pyszny omlet cesarski (Kaiserschmarrn) i rozkoszuję się klimatem miejsca.
Ale pora ruszać dalej. Przez zielone łąki i "dolinę świstaków" czyli płaskowyż otoczony skalistymi szczytami idę z radosnym sercem i lekkością, chłonąc bogactwo natury, która mnie otacza.
Docieramy do miejsca na szlaku z którego wyłania się panorama jeziora Lago di Braies. Teraz już żmudne, ale łatwe techniczne zejście zakolami przez kosodrzewinę i piargi, aż do samego brzegu.
Wow!! Wychodzimy na południowym końcu Lago di Braies więc mamy widok na zalesione wzgórza. Słońce łaskawie nam świeci, jest przyjemne popołudnie. Idziemy wzdłuż brzegu ścieżką po wschodniej stronie - mimo iż jest dłuższa i bardziej stroma. Ale dzięki temu, że pnie się wyżej, widoki są oszałamiające. To jezioro naprawdę ma niesamowity kolor, dzisiaj turkusowe, ciemne, intensywne. A za nimi biało - szare ściany skał i błękit nieba.
Bajka.
Oszołomiona widokami chłonę każdy moment, jest mi dobrze. I choć to miejsce to "Instagramowy klasyk" (łódki na wodzie), nie daje się zafiksować patrzeniu przez obiektyw. Wszystko zostaje pod moimi powiekami i w moim sercu.
Trasa, którą przeszliśmy, wyglądała tak:
Bardzo przyjemny dzień, radosna wędrówka, spokojna i pełna pozytywnej energii. Widokowo bardzo zróżnicowana, zostawiając jezioro jako "wisienkę na torcie". Rozumiem zachwyt jeziorem, bo ma magiczny klimat (gdyby jeszcze ludzi było mniej...); ale trekking aby do niego dotrzeć był świetny.