Bieszczadzki weekend - koniec
To co dobre zawsze kończy się za szybko. Niedziela to dzień wyjazdu. Mnie korci Tarnica (KPG) ale niestety, towarzystwo "dzieciate" nie ma parcia na szkło jeśli chodzi o chodzenie po górach. Więc ja się dostosowuję. Rano przy śniadaniu towarzyszy nam burza - o jak dobrze że wczoraj mieliśmy taką piękną pogodę! Ale musimy opuścić Bacówkę do 10tej, więc pamiątkowe zdjęcie i ruszamy w stronę Mucznego. Na szczęście po porannej ulewie nie ma śladu, nawet kałuże wyschły - świeci słońce, jest pięknie ciepło.
Pierwszy przystanek to plenerowe muzeum wypalania węgla drzewnego - dodam że jadąc do Bacówki mijaliśmy jedno z takich miejsc wciąż działające. Mimo iż wiem jak działają retorty ("Przystanek Bieszczady") to uważam że miejsce jest ciekawe; byłoby super atrakcją gdyby jeden z pieców działał - ale to chyba zbyt ryzykowne.
Kolejny przystanek to zagroda żubra. Jest ich dużo, zarówno młode jak i dorosłe osobniki, masz wrażenie że podglądasz osobniki na wolności co bardzo mi się podoba choć wiem, że trochę jest tu zoo. Dla mnie to wciąż niewyobrażalne że te zwierzęta żyją tu dziko, to tak jakby czas zwolnił i pokazał inną twarz.
Na koniec zjeżdżamy do Mucznego gdzie dzieciaki spacerują po Centrum Promocji Leśnictwa, a my raczymy się pysznym jedzeniem w pobliskiej karczmie i rozkoszujemy spokojem, pogodą, bieszczadzkim klimatem. Bardzo dobre zakończenie udanego weekendu.
Koniec pobytu w Bieszczadach niesie w sobie smutek, bo wiem że jest tu mnóstwo miejsc do odkrycia. Ale też obietnicę/postanowienie że wrócę. Musowo.