Połonina Caryńska
Sobotni poranek (po długim piątkowym wieczorze skończonym mocno po północy) to cudowne śniadanie na tarasie Bacówki, w słońcu, z widokiem na góry. Plan na tak pięknie rozpoczęty dzień to spacer po połoninie. Ruszamy całą ekipą łącznie z dzieciakami - wszyscy ulegamy magii Bieszczad. Z Przełęczy Wyżniańskiej szlakiem zielonym pniemy się do góry, zadzieramy głowę sprawdzając ile jeszcze do szczytu; słońce świeci, wiatr lekko powiewa, za nami Rawki duża i mała pilnują abyśmy się nie poddawali.
Gdy wychodzimy z lasu na łąki to już wiemy że jest blisko. I wiemy, że będzie wietrznie. Ostatnie kilka kroków, zakręt i jesteśmy na grzbiecie - drogowskaz poległ, może od wiatru bo wieje niemiłosiernie!!! Robimy więc pamiątkowe zdjęcia i ruszamy w kierunku Ustrzyk Górnych, grzbietem, podziwiając widoki i rozkoszując się spokojem - ilość turystów niewielka, cudownie.
Z tego punktu ruszamy w dół - idzie nam się dobrze, o dziwo mój mąż nie lubiący chodzić po górach narzuca żwawe tempo więc w godzinkę jesteśmy na dole - stanica Straży Granicznej to znak że nasza wędrówka dobiegła końca. Zadowoleni z siebie rozciągamy się na ławkach w słońcu i drzemiemy czekając na resztę grupy.